Niegdyś dwór szlachecki naturalnie wpisany był w polski krajobraz. Jako główna siedziba właścicieli ziemskich pojawiał się na wszystkich terenach Rzeczypospolitej Obojga Narodów już od połowy XVII wieku. Rezydencjonalny, zakorzeniony w polskiej tradycji architektonicznej budynek, był jednak zawsze czymś więcej niż tylko domem mieszkalnym. Otoczony infrastrukturą gospodarczą, parkiem i charakterystycznym klombem dwór polski był prawdziwym ośrodkiem szlacheckiej kultury, obyczaju, centrum kultywowania tradycji rodowych oraz narodowych i w całościowym rozrachunku ostatnim bastionem walki o wolność Ojczyzny. Tak było do 1945 roku.
W tym czasie dwór szlachecki przeobrażał się wielokrotnie. Na początku był obronnym gniazdem rycerskim otoczonym murem i fosą. W XVII wieku przybrał formę budowli piętrowej osadzonej na planie kwadratu z narożnymi wieżyczkami obronnymi. W tym czasie jego funkcja zmieniała się z obronnej na rezydencjonalną. Plan kwadratu do końca XVIII wieku stał się prostokątem, a wieżyczki obronne, zwane alkierzami straciły pierwotną funkcję przekształcając się w pomieszczenia mieszkalne.
Dopiero po tym okresie powstał „typowy” polski dwór szlachecki, który automatycznie staje przed oczami wyobraźni każdemu Polakowi. Otoczony parkiem, parterowy z czterospadowym dachem, kryty dachówką, drewniany lub murowany dwór mieścić się musiał zawsze za reprezentacyjną aleją zwieńczoną gazonem.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości narodził się tak zwany styl dworkowy zwany również stylem narodowym, na wzór którego budowane były chętnie małe pałace aż do 1939 roku.
W 1944 roku komuniści wydali dekret PKWN o reformie rolnej. Na jego mocy wywłaszczono prawie wszystkich właścicieli ziemskich. Większość terenów i obiektów trafiła do PGR. Dwory przeznaczano na mieszkania, szkoły, biura spółdzielni produkcyjnych etc. Niszczono przy tym całą ich infrastrukturę, wycinano parki i aleje. Dwory rozbierano i dewastowano jako „relikty obszarnictwa i wrogiego ustroju”. Skutecznie.
Jak podaje na swojej stronie (dwory-polskie.pl) najsłynniejszy dokumentalista polskich dworów, dr Maciej Rydel: „W 1939 r. w Polsce istniało, w ówczesnych granicach, około 16 000 dworów, w tym około 4 000 na kresach. W 2007 r. w obecnych granicach Polski jest ich około 2800. Z tej liczby ponad 2 000 znajduje się w stanie ruiny, radykalnej przebudowy lub totalnego ogołocenia (…) 150 dworów istniejących w Polsce zachowało walory architektoniczno-historyczne, nawiązujące do stanu oryginalnego, czyli niecały 1% stanu z 1939 r. i 5,3% zarejestrowanych dworów. Nie ma ani jednego całego założenia dworskiego z funkcjonującą infrastrukturą, które przetrwałoby drugą wojnę światową i czasy PRL-u. Pozostałych około 650 dworów dałoby się jeszcze uratować, gdyż choćby parki zachowały swą podstawową substancję.(...)”
Działania Sowietów były w tym obszarze nadzwyczaj skuteczne, ale dwór polski to przecież nie tylko obiekt architektoniczny. Jest to przede wszystkim swoista skarbnica wartości, na których wychowali się najwięksi Polacy. To kultura, tradycja, miłość do Boga i Ojczyzny. To cały obyczaj życia rodzinnego i społecznego. To sarmacki duch, który ciągle żyje!
Pytanie o to, dlaczego powołałem do życia budujemydwor.pl należałoby zadać zacnemu pieśniarzowi, Sarmacie i historykowi sztuki, Jackowi Kowalskiemu (Niezbędnik Sarmaty, s72, Poznań 2006):
„Tradycja staropolskiego dworu odradza się na naszych oczach – widzimy mnóstwo nowych, kolumienkowych, postmodernistycznych „dworków” rosnących w polskim krajobrazie. Niech rosną, choć zdarza się, że wywołują ból zębów; niech rosną, choć do dawnych dworów mają się często jak pięść do nosa, a tym czasem postępująca rujnacja starych, prawdziwych siedzib szlacheckich kłuje w oczy tych, którzy się w prawdziwych dworach narodzili. Ale mimo wszystko moda ta kontynuuje choć kulawo, ideę domu i rodu wpisanego w Rzeczpospolitą, ideę rodzimości i rodzinności.”
Niech rosną! Niech wraz z każdym kolejnym postmodernistycznym „dworkiem” choć w malutkiej części odradza się w narodzie Duch Sarmacji. Jeśli tak będzie, to kiedyś przyjdzie dzień, w którym przysłowiowy „ból zębów” ostatnich obserwujących materialne ruiny naszej historii zamieni się w „ość w gardle” sprawców tych ruin.
Tomasz Sawicki
Na pochybel komunistom i postkomunie