
Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami, Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny, Dziś was rzucam i dalej idę w cień – z duchami – A jak gdyby tu szczęście było – idę smętny. Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica. Ani dla mojej lutni, ani dla imienia; -Imię moje tak przeszło jako błyskawica. I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.
J.Słowacki. „Testament mój”, fragment
W Krzemieńcu Słowaccy mieszkali zaledwie dwa lata, pomiędzy rokiem 1809 i 1811, kiedy to przenieśli się do Wilna. Krzemieniec pozostał jednak w sercu poety na zawsze.
Po ciężkich sowieckich czasach południowo-wschodnie Kresy Rzeczpospolitej znowu mogą cieszyć oczy ich dawnych polskich mieszkańców oraz ich potomków. Przywrócenie w roku 2004 do życia dworu, w którym być może urodził się Juliusz Słowacki (1809-1849) musi napawać radością, choć z małą domieszką niepewności, gdyż być może mały Juliuszek, a późniejszy wielki polski poeta romantyczny, przyszedł na świat w dworku po przeciwnej stronie drogi. Obecny dwór-muzeum należał bowiem do dziadków Januszewskich. Na emigracji Krzemieniec był dla Słowackiego ukochanym miastem rodzinnym, symbolem utraconej Ojczyzny. Dziś Krzemieniec, obok wielu innych miejsc na Kresach, jest symbolem utraconej Ojczyzny dla dużego procentu Polaków. Ale to tu właśnie, w tym małym miasteczku, w tym białym modrzewiowym dworku, mieszkała matka poety, Salomea z Januszewskich w czasach emigracji jej ukochanego syna. Trzeba przypomnieć, że poeta był kopistą Rządu Narodowego, wysłany jako poseł do Drezna został tam przyjęty jak bard walczącej Warszawy lat 1830-31.
Dziś dwór stoi tam gdzie stał dawniej, ale możemy pisać o nim już tylko podobnie jak w II połowie XIX wieku pisano w warszawskim „Tygodniku Ilustrowanym” o pałacach, dworach i kościołach znajdujących się ówcześnie na tzw. ziemiach zabranych, czyli poza granicami kadłubowego państewka jakim było kongresowe Królestwo Polskie, bowiem także i dziś żyjemy w kadłubowej, PRL-bisowskej Polsce. Mało komu już dziś przyjdzie do głowy pomyśleć, że Ottyniowice, Burbiszki, Nowogródek czy Krzemieniec to Ojczyzna, a tym właśnie był Krzemieniec dla Słowackiego. Był on synem tej ziemi, gdzie ścierało się wiele kultur. Jednakże wyrokiem ukraińskich rezunów wielokulturowość ziem, gdzie leży starodawny wołyńsko-podolski Krzemieniec, zostało unicestwiona. Tym bardziej dziś gdy wędrowiec dotrze do tego miejsca i przy bramie wejściowej ujrzy napis, że patronat nad tym dworem sprawuje Ministerstwo Kultury i Turystyki Ukrainy, z tryzubem ponad napisem (patrz zdjęcie poniżej), to serce może go zaboleć na taki widok. To samo ministerstwo patronuje licznym na tzw. Ukrainie Zachodniej (tzn. Małopolski Wschodniej i Wołynia) pomnikom mordercy Polaków, Stiepanowi Banderze. Poza tym, w imię nowej „przyjaźni” polsko-ukraińskiej aż się prosi by obecni gospodarze tych ziem umieścili symbol, który łączyłby mieszkające tam wspólnie niegdyś narodowości, a nie dzielił. Orzeł, pogoń i archanioł, powinien zastąpić w tym miejscu uświęconym kulturą, banderowskiego tryzuba. W końcu jeśli Słowacki był polskim wieszczem narodowym, to może być czczony przez wszystkie narody go miłujące, a nie tylko Ukraińców. Choć możemy przyjąć za pewnik, że Słowacki drugim Iwanem Franko nie był.
Oglądanie odrestaurowanego dworu jest źródłem odrobinki radości, nad którą jednak zaraz zaczyna dominować smutek. Jest to doświadczenie podobne do zwiedzania polskiego Lwowa „za granicą”. Naturalnie, Rosjanie, których tu nigdy w liczących liczbach nie było, a których tu bardzo w czasach sowieckich przybyło, mogą mieć inne zdanie – „kurica nie ptica, a Polsza nie zagranica”, i z pewnością mogą tu liczyć na zrozumienie i poparcie naszych wewnętrznych Moskali. Tak oto mamy piękny, modrzewiowy dwór, klasycystyczny w stylu, pobielany jak dawniej bywało, który stoi sobie w państwie, które zanegowało potrzebę istnienia Ojczyzny Słowackiego.
Krzemieniec – widok
Polskim to jednak wysiłkiem odtworzono klimat dawnych czasów, bo są jeszcze ludzie, którym Polska jeszcze jest potrzebna, a bycie Polakiem jest wyzwaniem na przekór europejskim modom. Trzeba tu dostrzec zaangażowanie i poświęcenie polskich ekip konserwatorskich pod nadzorem profesora Ryszarda Brykowskiego, które z opóźnieniem, ale jednak doprowadziły do zakończenia prac w obiekcie tak ważnym dla polskiej kultury. Szkoda, że nie udało się oddać dworu do użytku w roku 1999, który obchodzony był jako Rok Słowackiego. Jak zwykle przeszkodą był brak środków finansowych. Istotny jest fakt, że pan profesor Brykowski, wiceprezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, jest wybitnym znawcą architektury drewnianej, dlatego możemy mieć pewność, że dwór w Krzemieńcu wygląda na pewno tak jak wyglądał w czasach, gdy mieszkali tu Januszewscy i Słowaccy.
Widok na Krzemieniec i Górę Bony – Napoleon Orda
Istotny jest fakt, że modrzewiowy dwór nie podzielił losu tysięcy podobnych obiektów i nie popadł w ruinę. Dom Słowackich znowu tętni życiem i zagrzewa serca polskich przybyszów do miłości Ojczyzny i rodzimej poezji. O czasie minionym przypominają stare meble i kopie obrazów rodziny Słowackich. Miłośnicy poezji mogą zapoznać się szczegółowo z dorobkiem twórczym poety który zaprezentowany jest na wystawie prezentującej kolejne etapy życia poety. Również piwnica została urządzona tak by mogła pomieścić galerię sztuki współczesnej. Poddasze okazało się wystarczająco przestrzenne by mogły pełnić rolę biura i pokoi i gościnnych.
A gdyby komuś z Państwa przyszło do głowy zamieszkać we dworze takim, w jakim mieszkał Słowacki, to gorąco zachęcam. Budujmy dwory, odbudowujmy kontury dawnej Rzeczpospolitej.
Ilustracje dobrane przez Autora pochodzą ze zbiorów własnych oraz Internetu.
dr Zygmunt Jasłowski